Filtruj. Ilość wyników: 12. Bransoletka o splocie ćwiekowym Pandora Moments, zapięcie ozdobione pieczęcią Gra o tron. 389,00 PLN. Kolczyki sztyfty Smoki z czerwonymi kamieniami Gra o tron. 259,00 PLN. Lśniący pierścionek Smok z czerwonymi kamieniami Gra o tron. 259,00 PLN. Naszyjnik z zawieszką Smok z czerwonym kamieniem Gra o tron. Mimo że sama koncepcja postaci Gry o tron jest całkowicie nienaukowa, to niniejszy test mierzy powiązanie respondenta z siedmioma postaciami Gry o tron: Tywinem, Tyrionem, Sansą, Littlefingerem, Daenerys, Cersei i Aryą, wykorzystując autentyczne punkty analizy psychometrycznej. Należy jednak pamiętać, że niniejszy test nie jest Nasz generator imion uwzględnia tę różnorodność, oferując szereg neutralnych płciowo imion z Gry o Tron. Oto kilka imion neutralnych płciowo, które wymyślił nasz generator imion GoT: Stara Borrosz. Aen Hindon. Genyn Dayrlid. Jako Dosteway. Ges of Laryone. Yaryne Bandor. Tyros z Valare. Vay Tiền Nhanh. Ostatni odcinek serialu "Gra o tron" został wyemitowany w Polsce 20 maja o w nocy. Po finale hitowej produkcji, fani serii zastawiają się, czy George Martin, autor cyklu, na podstawie którego oparty został serial, w ten sam sposób zakończy swoje powieści, nad którymi obecnie pracuje. We wpisie na swoim blogu podkreślił, że nie może uwierzyć, że to już koniec produkcji HBO oraz częściowo odniósł się do wątpliwości fanów. „Czy naprawdę upłynęło ponad dziesięć lat, od kiedy mój menadżer Vince Gerardis zorganizował spotkanie w Los Angeles, a ja po raz pierwszy usiadłem z Davidem Benioffem i DB Weissem na lunch, który przeciągnął się na długo po obiedzie?” – napisał Martin o początkach współpracy z HBO i twórcami serialu. „Zapytałem ich wtedy, czy wiedzą, kim jest matka Jona Snowa. Całe szczęście, wiedzieli” – podkreślił. Jak przyznał pisarz, nie miał wówczas pojęcia, że serial na podstawie jego powieści „stanie się najbardziej udanym show w historii HBO, wygra rekordową liczbę nagród Emmy i stanie się najpopularniejszym i najczęściej nielegalnie ściąganym serialem na świecie”. „Delikatnie to ujmując, to była szalona jazda” – zaznaczył. Martin potwierdził także oficjalnie, że nie jest to koniec jego współpracy z HBO, gdyż „jako producent ma pięć programów w stacji”. Nie są one jednak związane ze światem Westeros. Twórca „Gry o tron” odniósł się również do tego, co najbardziej interesuje fanów jego twórczości -zakończenia „Pieśni lodu i ognia”. „Nadal piszę. Zima nadchodzi, powiedziałem wam to już dawno temu. I tak jest” - napisał. „Wichry zimy bardzo się spóźnią, wiem. Ale to zrobię. Nie powiem, kiedy, ale to skończę, a później przyjdzie Sen o wiośnie” - podkreślił. Odpowiadając na pytania fanów, zastanawiających się, czy „Pieśń lodu i ognia” skończy się tak sam, jak serial, napisał, że „I tak, i nie”. „Pracuję w innym medium niż David i Dan. Oni mieli na ostatni sezon sześć godzin. Ja spodziewam się, że ostatnie dwie książki zajmą 3000 stron maszynopisu” - stwierdził. „A jeśli potrzebnych będzie więcej stron, rozdziałów i scen, to je dodam” – zaznaczył i przypomniał jednocześnie, że w jego powieściach występują zarówno postacie, które albo nie pojawiły się na ekranie wcale, jak i takie, które w produkcji HBO zginęły, a w książkach wciąż żyją. Wskazując przykłady wymienił między innymi Lady Stoneheart, Victariona Greyjoya i Aegona VI. Pisarz podkreślił, że ci bohaterowie sprawić mogą, że wydarzenia w powieści potoczą się zupełnie inaczej niż w serialu. Jak zagwarantował Martin, kiedy skończy „Wichry Zimy” i „Sen o Wiośnie”, czytelnicy poznają los wszystkich postaci, niezależnie od tego, czy są one mniej czy bardziej ważne. Podsumowując, Martin stwierdził, że spór o to, które zakończenie będzie bardziej kanoniczne, jest głupie. „Książka czy serial, które zakończenie będzie tym „prawdziwym”? To głupie pytanie” uważa pisarz. „Napiszę to, a wy to przeczytacie. Wtedy każdy będzie mógł podjąć decyzję i kłócić się o to w Internecie” – podkreślił George Martin. Ostatni sezon „Gry o tron” był jednym z najgorszych w historii współczesnej telewizji. Nie ma wielkiego sensu udawać, że jest inaczej. Przed adaptacją „Pieśni lodu i ognia” nie brakowało oczywiście innych seriali, które pożegnały się ze swoimi fanami w sposób niegodny. Żadna z nich nie osiągnęła jednak tak olbrzymiego znaczenia dla światowej popkultury jak „Gra o tron”. Co siłę rzeczy sprawiło, że upadek produkcji HBO z piedestału był tym słabość finałowego epizodu nie była niczym zaskakującym dla widzów śledzących cały 8. sezon. Mowa bowiem o bardzo nierównych sześciu odcinkach, w których już wcześniej nie brakowało problematycznych momentów. A przecież pierwsze symptomy spadku jakości serii sięgają czasów 5. części. Dlaczego więc fani wracają do sezonów 5-7, niektórzy bronią fatalną Bitwę o Winterfell, a o finałowym odcinku wszyscy chcą zapomnieć? Na pewno ważnym powodem takiego stanowiska jest swoiste zmęczenie materiału. Widzowie „Gry o tron” długo przyjmowali taktykę zbywania wszystkich krytycznych głosów za pomocą argumentu: „Wszystko zmieni finał”. Obietnica zakończenia, jakiego świat nie widział, miała olbrzymi wpływ na stosunek do słabszych elementów serialu. A była też dodatkowo wzmocniona faktem, że nawet czytelnicy książek nie wiedzieli, co się można było mówić: „Daenerys za długo siedzi w Zatoce Niewolników, ale jak już przypłynie do Westeros, to...”, „Jak Jon Snow w końcu zostanie królem Północy, to...”, „Nadal nic nie wiemy o Białych Wędrowcach, ale jak Nocny Król zaatakuje, to...”. Siła wyobraźni ukrytej za tymi wielokropkami jest nie do przecenienia. W pewnym momencie serial zaczął jednak niechybnie zmierzać ku końcowi. Coraz mniej pozostawało ukrytego za zasłoną tajemnicy, coraz więcej istotnych dla fanów wątków trafiało do kosza, a Benioff i Weiss coraz chętniej szli na skróty. Fandom „Gry o tron” długo żył nadzieją i dlatego poczuł się podwójnie zdradzony, gdy ujrzał jak wielką katastrofą okazał się 8. sezon. A reakcje aktorów też nie pomogły. Można czasem odnieść wrażenie, że obsada serialu HBO również podzieliła się w swojej ocenie finału. Na YouTubie łatwo znaleźć kilka kompilacji rozmaitych wywiadów, w trakcie których aktorzy z „Gry o tron” pośrednio lub wprost wyrażają swoje niezadowolenie. Wiele z tych cytatów można jednak interpretować dosyć swobodnie. Ale fani chętnie odczytywali w nich emocje, których sami doświadczali. Bo potrzebowali zrozumienia i poczucia bliskości, a bynajmniej nie otrzymali go od reszty aktorów wypowiadających się w krytyce gwiazdy przyjęły wspólną taktykę w odpowiedzi na niechęć fandomu. Zaczęli więc rozgłaszać, że „Gra o tron” nigdy nie miała szans zadowolić wszystkich. A widzowie narzekają, bo nie dostali tego, czego chcieli. Nawet rok po premierze grająca Melisandre Carice van Houten promuje taki punkt widzenia. Co w oczywisty sposób jest postawieniem dyskusji o 8. sezonie na głowie i mieszaniem dwóch zupełnie różnych kwestii. I nie ma znaczenia, że oddolna inicjatywa fanów w postaci popularnej petycji, żeby jeszcze raz nakręcić ostatnie odcinki, była gestem tyleż bezradnym, co nieco obraźliwym wobec osób pracujących przy 8. odsłonie. Ciężka praca nie zwalnia z odpowiedzialności i nie chroni przed krytyką. Zdradzeni przez scenarzystów, niepewni aktorów i podejrzliwi wobec zapowiedzianych spin-offów. „Gra o tron” nie doczekała się hucznie obchodzonej rocznicy, bo tu bardziej pasowałaby stypa. I to chyba największy problem HBO na następne miesiące. W fandomie pozostało niewiele energii nawet do prowadzenia sporów na temat losów Daenerys, Jona czy królowania Brana. Nie licząc pojedynczych przypadków, gdy George Martin postanawia przypomnieć światu, ze nadal ciężko pracuje nad „Wichrami zimy”, zainteresowanie marką w dużej mierze przecież internetu nie zalały dzisiaj ani radosne wspomnienia z finału „Gry o tron”, ani dziesiątki wiadomości, dlaczego 8. sezon jest najgorszym dziełem w historii telewizji. Zamiast tego serialowi HBO naprzeciw w 1. rocznicę jego zakończenia wyszły cisza i zapomnienie. A to pod wieloma względami jeszcze gorzej. I stacja musi wyciągnąć z tego jakieś wnioski, jeśli chce sukcesu „House of the Dragon”. Oczekiwanie na 2. sezon "Euforii" trwało ponad dwa lata, ale poprzedni finał nie pozostawił widzów z tak wieloma pytaniami. Teraz było zupełnie inaczej - otrzymaliśmy jeden mocny cliffhanger i serię przerwanych niemal wpół słowa jest to współcześnie nic nietypowego, nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że "jedynka" została zamknięta ze znacznie większą gracją, a przecież i wówczas nie oszczędzono kilku co w finale z pewnością się udało, to zakończenie sztuki Lexi i - zgodnie z moimi przewidywaniami - pierwsze kroki na drodze do odbudowania jej przyjaźni z Rue. Wspomniana sztuka miała szansę dotrzeć do bohaterki jak nic innego i ewidentnie wpłynęła na jej postrzeganie siebie samej. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że Levinson zdecydował się w błyskotliwy sposób zakpić z samego siebie - wiecie, ten absurdalny poziom artystyczny szkolnego przedstawienia wygląda jak świadomy dowcip, kpina z własnych artystycznych ambicji i skłonności do nadmiernej estetyzacji (swoją drogą - o ile 1. sezon prezentował się naprawdę nieźle o tyle 2. to prawdziwy audiowizualny haj).Chyba mało kto przewidział, że w finale dojdzie do otwartej strzelaniny, w której udział weźmie... Popielnik - choć pewne było, że Fez będzie chciał wziąć na siebie winę brata. Scena wkroczenia grupy szturmowej do mieszkania dilera dostarczyła emocji, ale ten rozwój wypadków będziemy mogli ocenić dopiero wówczas, gdy poznamy jego tym finał zostawił swoich bohaterów nieco porzuconych (Kat, wątek Laurie), fundując widzom sporo scen-zapychaczy: piosenka granego przez Dominika Fike'a Elliota - swoją drogą, napisana przez Zendayę i Labrintha - zajmuje blisko pięć serialowych minut; zdecydowanie zbyt wiele razy widzieliśmy też płaczącą Rue odczytującą mowę po śmierci jednak 2. sezon "Euforii" dostarcza wrażeń i znakomicie napisanych odcinków - oby ich stosunek do tych słabszych okazał się w przyszłości znacznie większy.

final gry o tron opinie